Urodziłem się w Opolu ale większość swojego dorosłego życia spędziłem w Wałbrzychu.
Wtedy tam….. w Opolu mieszkałem na granicy miasta. Za tą granicą, była wieś, która teraz jest miastem.
Wtedy tam…. wzdłuż Kanału Ulgi pasły się krowy, w kanale były raki i można było się w nim kąpać.
Uczyłem się w tym kanale pływać, łapać raki i całować dziewczyny.
Na moim podwórku były kury, kaczki – gdzieś w rogu tego podwórka był kurnik. I mieszkała tam bogata pani w futrze z czarnym psem Chow Chow, który miał fioletowy język. Czasem woziła go w super eleganckim samochodzie. W Opolu i za granicami mieszkali Ślązacy, Polacy i Polacy ze Wschodu i powojenni Niemcy. Panowie w skórzanych spodniach z szelkami i kółeczkiem plastikowym na szelkach. Czasem mówili „Hit – la kaput”.
Wszystko się mieszało. Ludzie z ludźmi, wioski z miastem, myśli z myślami. I dzieci na podwórkach. Obok
mojego-naszego domu dwa niemieckie cmentarze. Jednego już nie ma, a drugi po polsku DOCHOWANY istnieje do dzisiaj.
I Odra i statki.
Potem przedszkole, wcześniej żłobek.
Potem podstawówka i Festiwal Polskiej Piosenki.
Potem szkoła średnia Technikum Ogrodnicze w Prószkowie.
Potem.
Potem.
Potem aż do TERAZ.