POWÓDŹ

… To co piszę teraz – to kontynuacja pytań do samego siebie, które zacząłem sobie zadawać już –  w festiwalach – Festiwale – to mój ostatni wpis. Jakoś ciągle z tematem dzieciństwa i powrotu do niego i literatury nie daję sobie rady….

Może faktycznie jest tak, że trzeba oderwać się od dzieciństwa, od łąk, raków wybieranych z wody przez cyganów spod kamieni –  gołymi rękami – w kanale Ulgi, gdzie na wałach ochronnych pasły się krowy – jakby w mieście a już po za nim.

Dzieciństwo…

Oderwać się…

Oderwać się…od dzieciństwa, może wtedy uda się stworzyć Nowy Świat, nowe ziemie, lądy, nowych ludzi, z nieznanych planet i powołać nowe nieistniejące miasta i wioski i sny.

Stworzyć na nowo Nowe Opole z Nową Odrą i z super nowoczesnymi statkami pływającymi po niej. I ci ludzie z Nową Nowo Mową, będą rozmawiali o festiwalach, które oglądają i słuchają już w domu z głośników umieszczonych w ścianach… może uda mi się stworzyć taki nowy Opolski świat ale…  ale dla mnie, przynajmniej teraz dzisiaj będzie to dalej wy -my – ślo -ny świat.

W taki  literacko wykreowany Świat wejść dzisiaj nie umiem!

Zalało moje Opole jest rok 1997  Odra wyszła z brzegów, tak jak sto lat temu.

Raz na sto lat i wystarczy – przeszłe pokolenia bez powodzi śpią spokojnie i żyły w Opolu spokojnie.

A ja nie śpię spokojnie, bo wciąż mam przed oczyma księżycowy krajobraz mojego Opola i mojej dzielnicy Zaodrze, może tak jak Odra zatopiła moje Opole, mój Plac Kazimierza to … może ta Odra teraz musi  zatopić i mnie  bym do literatury prawdziwej nie wymyślonej doszedł?

Jak odnaleźć swoją drogę, gdy się zna tylko źródło, może dlatego do tego źródła Opola mojego wracam, bo tutaj się zacząłem?

Przyjechałem do Opola, tuż przed drugą falą powodziową jak zapowiadali, chciałem zobaczyć jak Opole wygląda po pierwszej – fali.

Wyruszyłem swoim czerwonym starym rowerkiem składakiem by zobaczyć księżycowy, popowodziowy świat mojego Za – od – rza…

Wyruszyłem jak premier, który wizytuje i ogląda straty i spotyka się z ludźmi.

Jeździłem bez planu.

Widziałem ludzi i wciąż ich widzę, którzy jak we śnie wyrzucają z piwnicy stare graty, pomieszane z rzeczami z piętra i z meblami, wśród których plączą się słoiki z dżemem, kompotami i jakiś stare rowery i super nowe telewizory. I wciąż widzę jak gumowym wężem polewają wodą graty i zmywają szlam, bo może jeszcze uda się coś uratować!

Widziałem ludzi obłąkanych, którzy nie patrząc na siebie, coś wynosili, czyścili, płukali.

Widziałem ludzi,  którzy nie mieli już naprawdę nic, nawet pamiątek.

Patrząc na nich jadąc rowerkiem zrozumiałem, dlaczego oni powracają do jeszcze zalanego Opola, do tych wielkich kałuży w których już zaczynały kwitnąć glony jak nowe życie.

Powracają do swojego domu, do księżycowego krajobrazu z drzewami na których wisiały dziwacznie zaczepione samochody, ktore tak wysoko zawiesiła fala .

Patrząc na to wszystko zrozumiałem dlaczego ludzie na innych kontynentach wracają pod wygasłe wulkany, na spaloną ziemię, zalane równiny, a zaraz po trzęsieniu ziemi, gdy jeszcze z ruin wydobywa się-rannych i trupy oni już sobie organizują nowe życie.

Wiedzą przecież, że kiedyś znowu trzeba będzie  uciekać, by znów powrócić, by się odrodzić, zawsze z nadzieją, że może los tak zdarzy, że znów będzie sto lat spokoju jak w Opolu z Odrą a kolejne pokolenia  uczyć się będą o  powodzi z książek.

Dlaczego nie idą tam, gdzie można bezpiecznie życie zacząć od nowa?

Bo tak!

Bo innej odpowiedzi nie ma.

I już zawsze  będą słyszeli ten straszliwy szum wody, trzask ognia, wybuchy wulkanów a gdy wrócą po wojnie będą słyszeli świst kul i huk bomb i będą widzieli trupy czasem nawet swoich bliskich.

Stałem oparty o swój czerwony rowerek, kupiony wiele lat temu przez moją mamę, gdy rowerków w sklepach nie było, kupiony na talony – stałem na wyspie Bolko, patrzyłem na moją Odrę i śluzy dla statków i słyszałem straszny szum podnoszącej się wody, bo już powoli zbliżała się druga fala. Za moimi plecami ogrodzenie mojego ukochanego Opolskiego Zoo, które znałem na pamięć, bo chodziłem do niego  przez lata, będąc chłopczykiem,  potem już dorosły, bez mamy i brata, potem z Basią i synkiem Kubą.

W tym Zoo ciocia Ziutka wiele lat temu postawiła mnie małego chłopczyka na wielkim żółwiu. Dzisiaj bym się na to nie zgodził.

Niestety-nie udało się wszystkich zwierząt z tego Zoo ewakuować na czas! Hipopotam Hipcio, którego też znalem na pamięć od lat-  utopił się w swoim Zoo domu a Hipcio przecież umie pływać a wypłynąć ze swojego betonowego domku nie dał rady bo domek był zamknięty. Więzienie z którego nie dał rady wypłynąć. Drzwi były zamknięte a w małym okienku kraty – teraz  – Zooa a co raz mniej mi się podobają.

Hipcio się utopił.

Mój Hipcio, któremu nie raz  rzucałem do paszczy trawę a on spokojnie sobie jadł a ja widziałem jego wielkie, kły…

I jeszcze inna Zoo historia w tej zalanej wodą Opolskiej opowieści…

Robotnicy, którzy w pobliżu Zoo po powodzi coś porządkowali a w pobliżu Zoo były takie wielkie powodziowe dziury, że cała ciężarówka tir mogła by w nie wpaść..  Otóż Ci robotnicy przez jakiś czas dokarmiali jakieś dziwne zwierzę ( co to było za zwierzę nie pamiętam ) i po jakimś czasie okazało się, że to zwierzątko uciekło w trakcie powodzi z Zoo i że jest strasznie płochliwe i pracownicy Zoo którzy je potem do siebie do domu Zoo zabrali nie mogli uwierzyć, że to zwierzątko tak bojące się ludzi mogło podchodzić do ludzi po jedzenie.

Co się dziwić.

Strach jest silniejszy od głodu.

Zjeść przeżyć i wrócić do Zoo domu.

Ludzie i zwierzęta równi, jedni i drudzy wystraszeni a jednak wracają do domu.

Jak silny i straszny szum wody musieli słyszeć mieszkańcy mojej wyspy Bolko gdy fala  siedem a może pięć a może trzy metrowa zalewała wyspę Bolko. Ratownicy ratowali ludzi podpływając motorówką do okien.

Ta wysoka fala na wyspie zabrała wszystko i niektórzy moi znajomi bliscy nie dali rady i już po powodzi na wyspę nie wrócili. Nie mieli do czego! Woda zabrała wszystko.

Bo wyspy tak mają, czasem je zalewa. Na amen!

Nie wrócili bo już nie mieli pamiątek, dokumentów, przywiezionych i ocalonych jeszcze ze Lwowa. Pamiątki młodości i pamiątki wojny. Nie mieli nic – do czego więc mieli wracać, bardzo starzy ludzie.

Żal -rozpacz – śmierć,  zmarli odeszli z tęsknoty. To też ofiary powodzi….

Zostali uratowani łódką, wyszli ostatni raz ze swojego domu przez okno na pierwszym pietrze do łódki bez dokumentów. Ratownicy dostali medal a oni śmierć i nie ma już po nich – żadnych pamiątek.

Księżycowy obraz mojego Opola, co raz bardziej mnie przytłaczał, po co ja tym rowerkiem, po tym zalanym krajobrazie płynę?

I znowu w innym miejscu patrzę na ludzi i wszędzie to samo! Obłęd nie tylko w oczach ale i w ciele – jakby bez ruchu są, taki bezruch, powolny bezruch.

Sprzeczność?

Nie ja to widziałem naprawdę.

Gdzie są na to słowa, ktore więdną w gardle i nie można-ich wypowiedzieć i znaleźć!

Wkoło mnie na rowerku błoto, jeziora, bajora i taplający sie w nich ludzie.

Ta powódź mojego Opola to rany na moim ciele na odległość, bo mimo, że mnie w czasie powodzi w Opolu nie było – to moja Odra zalała i mnie, zalała moje dzieciństwo i radość.

I tak jak teraz odradza się moje Zaodrze, Plac Kazimierza tak i ja chciałbym się odrodzić i  być może wtedy uda mi się stworzyć Nowy Świat?

A może już  we mnie się rodzi – mój  Nowy Świat i moje Nowe Życie.

Potop – a później Odrodzenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *