KOLOROWA JULIA – PORTRET MAMĄ MALOWANY

Poznałem Julię i jej siostrę Amelię, kilka lat temu….  były na przedstawieniu  „Pinokio  i właśnie wtedy udało mi się załatwić, oglądanie teatru, kostiumów, garderób i całego teatralnego zaplecza tzw. oglądanie teatru od kulis, no i co najważniejsze można było dotknąć aktorów rączką i porozmawiać z nimi. No i na koniec byliśmy w pracowni charakteryzacji w której to aktorzy już po przedstawieniu zmywali z siebie różne kropki, kreski, czerwone policzki, rumieńce i nosy i powoli powracali do rzeczywistości – tu i teraz – i wychodzili z bajki – ” Pi -no-kio” W garderobach wisiały kostiumy z innych epok i te Pinokiowe, już martwe, które można było dotknąć!

Potem – spotkanie, znowu po latach też w teatrze na Winnetou, czy była wtedy wyprawa po garderobach nie pamiętam?

Potem – kiedyś na ulicy z mamą, mniej więcej na deptaku tam gdzie robią wspaniałe pieczone kurczaki. Wałbrzyszanie wiedzą.

Potem – kiedyś, przed jej domem, jak wysiadała z tatą z samochodu – bardzo ciepło uśmiechnięta i tato też.

A cha, wtedy przy kurczakach, miała fajne buty, takie duże, martensy chyba, a może inne. Ja się na butach nie znam pomyślałem wtedy – ma dziewczyna styl!

Tyle.

Potem – o Juli opowiadała mi jej mama  – wiedziałem, że-zaczyna rysować i malować. Prawdopodobnie mama opowiadała mi o Juli więcej nie tylko o malowaniu ale mi się to wszystko zlało w jedno – w malowanie Juli.

Te opowieści były jak opowieści rodziców o dzieciach, że się uczą albo trochę nie, że grają na kąpie i takie inne opowieści dzieciowe.

Aż tu pewnego dnia dokładnie tak jak w bajce…. mama pokazała mi – obrazy Juli.

To była-jakaś martwa natura, jakiś chyba Japoński krajobraz, jakiś taki aniołek z bardzo dużymi skrzydłami, wśród nie pamiętam czego, no i taki obrazek, który Julia, namalowała dla swojej najmłodszej siostry Amelki. To  chyba były takie jakieś duże myszy pracujące w ogrodzie.

Wszystkie te obrazy, bardzo mi się podobaly, było w nich coś ale nie wiem co ?

I tak się dowiedziałem, że mała Juka z Pinokia staje się Julią artystką, z pędzelkiem i ołowiem w dłoni i że coś się w niej budzi.

Po jakimś czasie, dowiedziałem się, że jeździ raz w tygodniu z mamą do Wrocławia pociągiem uczyć się malować i że spotyka tam starszych i młodszych, też wrażliwych na świat i obrazy, że są tam również młodzi z innych krajów, też jak ona inaczej patrzących na świat, że  wszyscy oni są do sobie podobni i chcą ten świat malować, poznawać a równocześnie obawiają się jak to dalej z nimi będzie. Sztuka łączy.

Wrocławskie podróże –  by mówić  obrazami – by słów nie trzeba było…

No to Julka maluje…

Potem – dowiedziałem się, że chyba kilka razy pojechała do Wrocławia sama ale może coś tam mieszam myślę jednak, że te samotne wyjazdy do Wrocławia są już blisko, przecież- Julia rośnie, nie tylko jako artystka.

Teraz ja – w Szklarskiej…

Na wakacjach – w muzeum, Carla i Gerharta Hauptmannów – muzeum które kiedyś było ich domem. Jedna sala poświęcona jest-malarzowi, który przez większość życia mieszkał w Szklarskiej Porębie.

Wlastimil Hofman.

W kasie tego małego muzeum można było kupić różne pamiątki i pocztówki również z obrazami Hofmana. Kupuję kilka i taka myśl nagle przelatuje mi przez głowę. Jedn obraz będzie dla Julki, ona wprawdzie inaczej maluje ale niech sobie Hofmana zobaczy, może później o nim  w internecie poczyta ?

Dałem mamie – dla Julki. Taki mały znak, że interesuję się Tobą i tym co robisz…

Jakiś czas po Wlastimilu jesteśmy z teatrem na krótkiej jednodniowej wycieczce w Szwajcarii Saksońskiej w Niemczech i zwiedzamy zamek Stolpen gdzie przez 49 lat była więziona hrabina Cosel…

I znowu na koniec mały sklepik w nim pamiątki i pocztówki z obrazami. Kupuję i już wiem że dla Julki, jakiś klasyczny obraz damy – kupuję już nie pamiętam kto namalował – pani dama klasyczna…. w stroju z dawno dawno temu. Wiem to nie klimaty Julki. Stare dzieje.

Daję mamie.

Potem –  kóregoś dnia szukam w swoich papierach, zeszytach, starych  gazetach obrazu Edwarda  Muncha ” Krzyk” . Wydaje mi się, że będąc kiedyś z teatrem w Paryżu kupiłem  sobie ten obraz będąc w muzeum Augusta Rodina.

Munch „Krzyk” szukam i nie mogę znaleźć, może tylko mi się wydawało, że kupiłem, może nie znalazłem? Znajduję za to kartki z rzeźbami Augusta Rodina.

Jest jedna taka pocztówka a na niej dziewczyna – zdjęcie rzeźby, chyba z brązu. Dziewczyna w kapeluszu – popiersie bardzo mi się podoba.

Dla Julki…

Potem – w którejś rozmowie z mamą dowiaduję się, że te wszystkie obrazy Julka ma na swojej korkowej tablicy w swoim pokoju. Przypięte.

No i tak trzy kartki jak trzy gracje zaczęły żyć swoim życiem, na korkowej tablicy jak w korkowej galerii.

I  mówiły za mnie. Kibicuję Tobie w Twoim malowaniu. I teraz w galeriach, ktore odwiedzam myślę o Twoim malowaniu i zastanawiam się który obraz wybrać?

Dla mnie te kartki –  na korkowej tablicy są – ważne, czuję ich oddech i słyszę ich szept, one pomagają mi oddychać.

Cieszę się, że mówią, za mnie.

Trzy gracje z różnych światów miejsc i epok.

Ja słysząc ich głos mogę iść dalej.

Rodin mówił do mnie przez te wszystkie lata. Rodin kupiony w 1984 roku w Paryżu, zamknięty w mojej szufladce cierpliwie i czekał na swoją podroż do korkowej tablicy i teraz mówi co widział przez  ponad 30 lat. Rodin z mojej szufladki.

Korkowa galeria już żyje sowim życiem w którym jest trochę  mamy – Julki i… może mnie….?

Korkowa tablica ciągle jest do zapisania.

A co mówiła o Julii  mama?

Wszystko co tu napisałem, a czego nie widać i czego namalować nie umiem.

Trzeba pójść do Korkowej Galerii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *