STASIU MÓJ KOCHANY, PRZECIEŻ JA CIĘ CIĄGLE WIDZĘ

STASIU MÓJ KOCHANY, PRZECIEŻ JA CIĘ CIĄGLE WIDZĘ…

 

Na początku byłeś dla mnie Pan i właściwie tak zostało. I tak będzie już na zawsze.

Stasiem byłeś. Moim Stasiem. Nie wiedziałeś? Co?

… Od początku, każdy swój początek ma!

Wiśnie.

Wiśnie, były już dojrzałe tego lata. Wiśni było dużo. Nikt tych wiśni nie chciał chcieć!

Wiśnie z sokiem co po palcach i tym co wypływał z ust. Wiśnie, z których można, by korale, gdyby nie ten sok. Jak korale? Gdy na piersiach krew – bo przekłute do żywego… Jak ją zlizać? Łatwiej z ust, no i  palcem, można w koło, powiśniować całe usta. To dla kobiet….

Wiśnie z tym naciskiem na  śnie – wi – śnie. Wiśnie, można je językiem plasnąć, no i wypluć pestkę. Moje wiśnie w mym ogrodzie, tyle wiśni. Jak w Japonii, taki wachlarz. Wachlarz – wiśni, soku miąższu, i na ustach i na piersiach – od korali, można by te wiśnie chcieć. Sok powoli ścieka, najpierw w pępek potem w brzuch – a potem w uda. Wiśnie i wiśniowy sad. W mojej głowie, w mym ogrodzie. Tyle wiśni na tym świecie! Jakiś erotyczny sen na jawie z wiśni. Co wy wiśnie ze mnie chcecie? Nie chcę wiśni, jest za dużo!

Przyszedł Stasio…. Byłeś w wiśniach i z wiśniami i w koszyku pełno wiśni. I gałęzie poszły w gorę. Nie ma wiśni!

Wtedy pierwszy raz …  ujrzałem Cię.

Stasio i wiśniowy sad. Z sadu Cię dostałem no i z sadu  wziąłem Cię. Taka moja wyobraźnia…..

 

Stasiu, może ta gra słów Ci się nie spodoba – ten na jawie z wiśni sen. Wiem, że czytasz dużo i nie tylko o pokrzywach, które parzą, ale o tych, które leczą – i herbatki, i sałatki! Wszystko czytasz do dokoła.

To dla Ciebie z wiśni sen.

Teraz dalej. To nie będzie po kolei, może będzie taki list. List do Ciebie – list ode mnie. Po kawałku po kropelce, po oddechu, po wspomnieniu po uśmiechu. Jak pędzelkiem chlapnąć plamkę – taki sobie impresjonizm, różnych ciepłych smutnych barw. Taki farbowany śpiew….

Jak tancerki te z Degas albo ze „ śniadania „ ten Manet – ten na trawie. Ty umiałeś kosić trawę – starą kosą, – gdy kosiłeś trawa – świeży zapach miała, można było jeść śniadanie. Ty lubiłeś zdrowo jeść.

Dobrze Stasiu, już wystarczy…

Teraz list.

Nie, żelazny

Nie, Papieski

Nie, Pasterski

Nie, otwarty

Nie, zamknięty.

List po drodze.

Taki list od Mikołaja, którym teraz jestem ja. Chcę opisać w nim nasz czas –  czas jak z gumy balonowej, który ciągle się naciąga.

Dobrze. Już….

Stasiu to co wyżej, miało pomóc – pisać list do Ciebie, lecz tak bardzo trudno zacząć.

Słowa, ważne – przeszkadzają, nie oddają chwili.

Zobaczyłem cię przez okno. Tyle wiśni. Nie wiedziałem jak wyglądasz.

Stasiu, starszy i nie starszy pan. Lekko trochę szpakowaty. Spracowane, reumatyczne dłonie. Więcej nie pamiętam! Dziwne? Oczy, nie wiem? Lata, też. No i to ubranko szare.

… Cię pamiętam tak…

Wiesz…

Te wszystkie lata, które spędziliśmy razem zamykają się w kilku obrazach. Tyle lat a obrazów tylko kilka.

Poznaliśmy się w furtce. Okazało się, że jesteś Spawaczem. Potrafisz naprawić wszystko. Musiałeś pójść na rentę, bo płuca, bo gaz, ze spalin. Stasio, złota rączka! Naprawiałeś w naszym domu wszystko chore. Ile razy spojrzę widzę Twoje śrubki, Ciebie z torbą z narzędziami i jak stałeś – jak wkręcałeś, odkręcałeś, pasowałeś. Cement, piasek, bez  tajemnic. Furtka, co skrzypiała, gdy dostała maść już siedzi cicho. Okna są już ciepłe, bo je uszczelniłeś. I pamiętam jak rzucałeś młotkiem, zawsze, gdzie popadnie. I te Twoje okulary na drucikach, o tym później.

Stasiu jesteś w każdej śrubce, często patrzę w rożne miejsca w których z młotkiem stałeś Ty.

Wychodziłeś z torbą –  z „ ogródkowej „ komórki. To był twój Pałacyk zbity ze starych desek. A w komórce? Wszystko co może się przydać. Ta komórka zmieści wszystko co pomieści. Ona była z gumy. Chodziłeś z tą torbą nie tylko do nas. Byłeś Królem ulicy, ci którzy przyzwyczaili się do Twoich napraw, mówili Ci tylko dziękuję. To było mało o wiele za mało. Pałacyk z desek – ach grzaliśmy się w nim w zimę przy piecyku z rury, który Ty zrobiłeś.

A pamiętasz?

Tylko w polu „ biały krzyż „ chciałbym Tobie śpiewać. Zrobiłeś krzyż brzozowy dla mojej mamy, który na cmentarzu stoi. Wyposażyłeś mnie w narzędzia, by go wkopać, zabezpieczyć by się nie psuł, nie przewracał. I stał długo krzyż na Wietrze…

Noo….

A w pałacyku – to suszyłeś zioła, które zbierałeś na polach na łąkach wśród wysokich i niskich traw. W nim  miałeś wszystkie potrzebne narzędzia do Twojego małego ogródka, który miałeś za szopką, w którym rósł zawsze bób, który tak lubiłeś i bardzo duży lubczyk, który obficie nawoziłeś i truskawki dla wnuków i pietruszka i selerek, tak mówiłeś. Suszyłeś ich liście na zimowy rosół, w domu.

I pamiętasz? Ja pamiętam….

W pałacyku miałeś gazety – różne, które czytałeś w wolnym czasie siedząc na ławeczce, którą sam zrobiłeś. Czytałeś w tych swoich okularach na drucikach, których nigdy nie chciałeś zamienić na nowe, albo raz na zawsze dobrze naprawić. Czytałeś eseje Tomasza Jastruna a ja nie mogłem pojąć jak to możliwe, bo wstyd się przyznać – Stasio spawacz – Jastruna przecież nie czyta. Sorry Stasiu już nie  myślę tak! Czytałeś o ziołach. O krwi wiedziałeś wszystko. O ciałkach, nie tylko białych, czerwonych i trombocytach, ale i o opadach, krzywych cukrzycowych i transaminazach. Z tych gazet czytanych pod parasolem, obok kawka i nalewka z wiśni, tłumaczyłeś mi zasady, fizyki kwantowej i co to jest liberalizm i neoliberalizm. I, że w Polsce neoliberalizm jest. Czasem kłóciliśmy się, bo poglądy miałeś stałe i głośno a czasem nawet agresywnie ich broniłeś.

Mówiłeś – leżąc na leżaku, że Ty nigdzie jechać nie musisz, bo tu w Twoim ogródkowo Pałacykowym świecie jest Ci najlepiej. A jak będziesz chciał gdzieś pojechać to sobie poczytasz. Ty Stasiu podróżowałeś gazetami. Czytałeś reportaże z Australii, Nowej Zelandii, Azji i inne. Oglądałeś kolorowe zdjęcia. Ty ze swojego świata, nie musiałeś się ruszać.  Nowe Światy zawsze, były w Tobie.

W tej  komórce, która była „ warsztatem rzemiosł różnych „ zrobiłeś mi kiedyś karmik dla ptaków. Duży. Na jednej nóżce, który stoi u mnie w ogrodzie w miejscu w którym pierwszy raz, ujrzałem Cię. Do tego karmika Stasiu, przylatują rożne dziwne ptaki. Małe – duże – wróbelki i sikorki. A raz kiedyś, przyleciał taki  „ Malowany Ptak „. Pomyślałem, że to Ty, bo Ty jesteś  Stasiu malowany. Nie jadł, nie pił tylko śpiewał i poleciał. Przypomniałem sobie Ciebie na gitarze. Czy to byłeś Ty? Gdzie Ty teraz mieszkasz Stasiu? Na jakiej siedzisz gałęzi? Gdzie masz swoją dziuplę? Czy tam, gdzie mieszkasz rośnie bób, są maliny, zioła? A pokrzywy, czy nie parzą? A nalewki są?

A pamiętasz jak Ty – mną przeciąłeś palec?

Ciąłeś drewno na zimę do swojego domu – w mieście – piłą tarczową. Chciałem zrobić Ci niespodziankę i zaszedłem Cię od tyłu. I dzień dobry powiedziałem, Panie Stasiu! Obróciłeś się, piła wciąż chodziła, zaczepiłeś o nią ręką. Krew obficie poleciała i zaczęła bardzo płynąć…  I tak mną przeciąłeś palec. Jakąś brudną szmatą zawinąłeś palec. Ty o krwi  wiedziałeś wszystko, lecz nie dałeś się przekonać, że nie szmata, ale bandaż i nie Ty a lekarz! I na koniec powiedziałeś.

Nie od tyłu, gdy maszyna chodzi! Bo nie słyszę! Z wielu lekcji tę najbardziej zapamiętam!

Stasiu – Wikipedia z Pałacyku –  Moja…

Przychodziłeś, do nas zawsze na czas. W czas imienin, moich, żony, no i na ósmego Marca  po staremu na Dzień Kobiet. Wtedy długo, żeśmy – sobie rozmawiali. Zawsze przynosiłeś świeże kwiaty i nalewki też. Zawsze miałeś dla nas czas. Te nalewki były z malin, wiśni, jeżyn, śliwek, no i z czego pomyślałeś jeszcze – jeszcze z nich niektóre mam. Piliśmy je po kropelce by starczyło – jeszcze na czas… Czasem biorę na wakacje, małą buteleczkę żeby mieć tam Cię przy sobie, kiedy będzie ciężko… no i sobie czasem Ciebie-  piję.

W tych nalewkach jesteś Ty – widzę Ciebie słyszę Ciebie. Widzę Twoje dłonie, widzę jak przelewasz i dolewasz. Piję Ciebie i mam Ciebie. Cały jesteś we mnie Ty. Twoje słońce i pokrzywy i ogródek. Cały Twój Frikowy Świat. Jakie Ty masz oczy Stasiu? –  Nie wiem ?….

No i przyszedł czas kochany Stasiu, gdy dowiedziałem się, że jesteś chory. Potem bardziej chory, potem bardzo, bardzo chory. I co raz rzadziej przychodziłeś do Pałacyku. Ogródek zarastał trawą, której już nie kosiłeś i która dla mnie już nie pachniała Tobą. Piecyk z rury już nie dymił, nie grzał. Nalewek nie robiłeś, gazet nie czytałeś Twojego bobu i selerków nie było. Wiśni już też nie zbierałeś chociaż w tym roku było ich bardzo mało, jakby tylko dla Ciebie tak, żebyś chociaż trochę mógł.

Do Twojego domu przyszedłem raz! I to chyba było za mało.

To tak trudno Stasiu przyjść, gdy wiesz, że przyjaciela boli. Wiesz, że jemu nie pomożesz i wiesz, że mu to potrzebne. I tak walczysz z sobą, może nawet się tłumaczysz? Potem, gdy już Ciebie nie ma – też ci nie jest dobrze.

Bo nie byleś ile trzeba. Jak podjąć decyzję, gdy się w środku jest?

Może stąd ten list? Teraz Cię odwiedzam, gdy wracam z kościoła. Palę Tobie świeczkę i tak sobie rozmawiamy i już lepiej trochę …

A ty Stasiu mówisz we mnie. I niech tak – to już zostanie.

Gdy odchodzą bliscy –  my stwarzamy światy Nowe i Nowe religie. Wymyślamy nowe rytuały, żeby chodź na chwilę – znowu – trochę w sobie Naszych Wspólnych światów mieć, żeby porozmawiać chociaż trochę. Wtedy chcemy wierzyć, że jest Drugi Równoległy Świat, chociaż wcześniej go nie było.

Dzisiaj znowu po kościele, znowu palę świeczkę i Ci opowiadam.

To jest moja Wiara. Chciałbym Stasiu co raz więcej Cię spotykać.

Chciałbym spotkać więcej Stasiów – Mogą wierzyć w Inne i nie chodzić do Kościoła, ale niech Kochają tak jak Ty.

Śpij spokojnie Stasiu.

Stasiu, Mój Kochany, przecież ja Cię ciągle widzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *